Pomyślisz, że to żart. Niekoniecznie, chociaż można to potraktować z przymrużeniem oka. Oczywiście mam na myśli zapobieganie przeziębieniu.
Jest się nad czym zastanowić, szalik i przeziębienie, a raczej jego brak to kwestia poruszana od wieków. Nie trzeba być lekarzem, filozofem czy innym szamanem aby wiedzieć, że lepiej zapobiegać niż leczyć. Katar, gorączka, ból głowy i inne objawy przeziębienia do przyjemnych nie należą i potrafią skutecznie “zatruć” życie. Co więcej często pojawiają się w najmniej odpowiednim momencie i wyłączają nas na parę dni. Nie mówiąc o tym, że znacząco odbierają urodę. Nie można bowiem wyglądać dobrze z czerwonym, odrapanym nosem, łzami w ledwo otwartych oczach, na dodatek głos staje się upiorny, skrzekliwy.
Jak temu przeciwdziałać? Kiedyś nasze mamy przestrzegały i teraz mówią to samo, ubieraj się odpowiednio, to pomoże Ci uniknąć zachorowania. Bo jednak szalik i przeziębienie ściśle się z sobą łączą. Kiedy nadciągają chłody to bardzo ważne jest odpowiednie ubranie. Takie, które nie pozwoli na atak wirusów. Ubranie “na cebulkę”, szyja owinięta szalem, ciepłe buty. Dobrze byłoby założyć jeszcze czapkę, bo wiadomo od dawna, że przez głowę “ucieka” najwięcej ciepła.
Ale czapka często stoi w sprzeczności z fryzurą, która traci kształt i jeszcze czasami się elektryzuje. Tutaj z pomocą może przyjść nam właśnie szalik. Gdy szczególnie zależy nam na wyglądzie, a zimno aż strach dobrze jest pójść na kompromis. Otulić szyję i osłonić głowę szalem. Będzie swobodniej leżał na włosach, ale uszy zakryje i w dużym stopniu zatrzyma ciepło.
Szczególnie polecałabym te grubsze, o gęstym splocie, aby nie przepuszczały wiatru, który potrafi naprawdę dokuczyć. Tak zabezpieczone możemy swobodnie pójść nawet na dłuższy spacer, który także pomoże wzmocnić odporność. Cieszyć się zdrowiem, każdym dniem, nawet najbledszym promieniem słońca i z dziecięcą radością chodzić po szeleszczących liściach. Na koniec sobie i wszystkim zdrowia życzę i nie zapominajmy o szalikach.